Drogie i Drodzy!
W rozmowie o kampanii w Mieście Staszek zauważył, że brakowało mu trochę bardziej ludzkiego rysu antagonistów – Matki, Admirała i Krezusa, czyli trójki postaci trzęsących miastem, a przy okazji mających osobiste zaszłości z naszymi bohaterami. Faktycznie – mogło być ich w historii trochę więcej, przez rzadkie pojawianie się, zwłaszcza prywatnie, stali się symbolami korupcji i władzy, niekoniecznie ludźmi z krwi i kości. Wiedzieliśmy, że są sprawcami wielu nieszczęść w mieście, z czasem okazało się nawet, że sami wywołali kryzys, pod pretekstem którego wprowadzali stan wyjątkowy, ale faktyczne spotkania z nimi były rzadkie, a w konsekwencji ich osobowość słabo zarysowane. W teorii każde z nich miało być osobistym wrogiem jednej z postaci, ale było to zaznaczone głównie w retrospekcjach na początku kampanii, a potem wszyscy walczyliśmy z nimi – a czasem nawet dogadywaliśmy się – ww miarę jednomyślnie.
Wydawać by się mogło, że to poważny problem. Przecież nic nie jest tak potrzebne historii, jak przekonujący antagonista, a bohater jest tak wielki, jak jego wrogowie. A jednak wydaje mi się, że w konwencji, jaką przyjęliśmy nie dość wyraźnie zarysowani przeciwnicy nie byli niczym złym – i to nie pierwszy raz, gdy widzę, jak tacy „szkicowi” antagoniści dobrze się sprawdzają.